Przemówienie ob. Prezydenta [miasta] zostało przyjęte entuzjastycznie, po czym przy pochyleniu sztandarów odegrano hymn narodowy polski i radziecki. […] Po manifestacji uformował się pochód głównymi ulicami miasta, ustrojonymi we flagi narodowe, aż do miejsca, w którym ustawiona była trybuna, na której [zasiadali] przedstawiciele państwowi i samorządowi, oraz Wojska Polskiego i Armii Radzieckiej w osobie Komendanta Wojennego majora Rudakowa. Przed trybuną odbyła się imponująca defilada, w której maszerujące oddziały Wojska Polskiego tłumnie zebrana publiczność przyjęła szczególnie entuzjastycznie.
Gliwice, 22 lipca
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Święto, zamiast przedwojennego 11 listopada. Zgromadzenie przed udekorowanym magistratem, przemówienie burmistrza, a potem akademia w remizie strażackiej. Młodzież pokazała inscenizację, podczas której śpiewano piękną piosenkę „Szumi dookoła las”. Wkrótce nuciło ją całe miasto. Wieczorem zabawa taneczna z porywającą orkiestrą dętą z Linowa. Poszedłem tam, a ośmieliwszy się kilkoma kieliszkami wódki, usiłowałem nawet tańczyć, choć miałem wielką tremę.
Zawichost, 22 lipca
Michał Starzyk, Pocztylion, „Karta” nr 13/1994.
22 lipca będzie nosić charakter ludowego święta radości i dnia przeglądu osiągnięć. Wyrazi się to z jednej strony w masowych tańcach ludowych na placach i w parkach, w publicznych widowiskach, z drugiej strony w efektownej popularyzacji osiągnięć naszych fabryk, w popularyzacji osiągnięć we wszystkich dziedzinach życia. Postanowiono też, aby: we wszystkich ośrodkach organizować akademie (jeden mówca i duża część artystyczna).
Warszawa, 25 czerwca
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Od wczesnego ranka w dniu 22 VII na ulicach zgromadziły się szerokie rzesze ludzi, którzy w nastroju świątecznym spacerowali słuchając muzyki i kazania ks. płk. Ławrynowicza, kapelana Wojska Polskiego Garnizonu Łódzkiego, nadawanego przez głośniki radiowe. Szczególnie charakterystycznym było popołudnie. Ulica Piotrkowska i wszystkie place publiczne m. Łodzi, udekorowane barwami narodowymi i portretami dostojników państwowych, stały się zbiorowiskiem dziesiątek tysięcy mieszkańców, którzy entuzjastycznie oklaskiwali różnego rodzaju występy artystyczne, urządzane przez kluby świetlicowe młodzieży polskiej, odbywające się na wolnym powietrzu. Szczególnie z wielkim zadowoleniem witano przejeżdżające samochody różnych zespołów pracy, na których urządzone wykresy i pokazy przedstawiały wyniki osiągniętej produkcji ekonomicznej i zdobyczy Demokracji Polskiej. Nie brak było szerokich tłumów na wszystkich boiskach sportowych i gdzie odbywały się rewie sportu: zawody piłkarskie, kolarskie, lekkoatletyczne i inne. Parki w mieście Łodzi wypełnione młodzieżą stały się wielką salą tańca, w których odbywały się zabawy taneczne do późnej nocy. W godzinach wieczornych wyświetlano w różnych zakątkach miasta filmy na wolnym powietrzu, które były zakończeniem uroczystości.
Łódź, 22 lipca
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
O godzinie szesnastej mamy z Elżunią [Elżbieta Barszczwska] akademię w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. […] Czułem się fatalnie. Sam mówię dużo utworów, a poza tym zapowiadam. W czasie akademii robię skróty, bo czuję, że nie wyciągnę. Mówię fatalnie. Mam niesmak. […] Ledwie skończyliśmy, już przyjechali po mnie na drugą akademię. Tam mówiłem lepiej, ale nadal czuję się fatalnie. Prosili, żebym bisował, odmówiłem, po prostu nie mogłem. Wróciłem przed chwilą do domu. […] W tej chwili obywatel Prezydent Bierut z sali Pompejańskiej z Belwederu mówi orędzie do narodu. Jak zawsze mówi świetnie. Potem mają być salwy.
Warszawa, 21 lipca
Marian Wyrzykowski, Dzienniki 1938–1939, Warszawa 1995.
Od strony trasy W-Z nadjeżdża konno […] Konstanty Rokossowski. Meldunek o gotowości wojsk do defilady składa wiceminister Obrony Narodowej, generał broni [Stanisław] Popławski. Marszałek Rokossowski w towarzystwie gen. Popławskiego udaje się na prawe skrzydło wojsk. Na pozdrowienie „Czołem żołnierze!” odpowiada gromkie „Czołem obywatelu Marszałku!”. „Niech żyje siódma rocznica wyzwolenia Polski!” wznosi okrzyk Marszałek. Trzykrotne potężne „Niech żyje!” rozlega się tysięcznym echem po całym placu. Minister Obrony Narodowej przejeżdża kolejno przed frontem wojsk, pozdrawiając żołnierzy poszczególnych jednostek. Marszałek zsiada z konia i zajmuje miejsce na trybunie.
Warszawa, 22 lipca
„Trybuna Ludu”, 23 lipca 1951, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
[...] pojechaliśmy na owo przyjęcie do Rady Ministrów. [...]
Modzelewski, który zna tam wszystkie kąty, żeglował „od tarasu”. Taras jest olbrzymi z feerycznym widokiem na ogród pałacowy od strony Wisły. Monumentalne schody w blasku lamp i cały pod nimi ogród również suto się świecił – żarówki festonami; wszędzie pod drzewami także stoły z przyjęciem. Miałam wrażenie, że jestem gdzieś w Paryżu czy Londynie w wielkiej restauracji dla... cudzoziemców. Prawie można było zapomnieć, że kraj jest nieszczęśliwy – i coż to za kontrast z tymi setkami tysięcy ludzi wystającymi godzinami w ogonkach dla zdobycia kawałka mięsa. Na tarasie - stoły dla high life’u. Tu już nie brakło ni noży, ni widelców, tu już nie stało się, lecz siedziało na krzesłach dosyć wspaniałych [...]. W jakiejś chwili tego przyjęcia usiadł przy mnie młodo jeszcze i bardzo sympatycznie wyglądający pan i powiedział: „No, cóż, proszę pani. Już teraz będzie w porządku z tym okienkiem?” – „Z jakim okienkiem?” – „No, z tą historią widoku przed pani oknem? Nie zburzymy tego domu.” – „Aha, pan słyszał ten mój kawałek w radiu?” – „Bo pani nie wie – powiada ów jegomość. – Bo ja jestem właśnie ten Sigalin, co buduje to MDM i w ogóle...” [...]
Były przy tym stole różne toasty, a najwięcej – na cześć architektów i budowniczych Warszawy, który wypiłam na ręce Sigalina, tym bardziej że dostał i nagrodę państwową z wysokim orderem.
W jednym z toastów pito na cześć literatury – zdaje się, że Ochab wzniósł ten toast. „To w pani ręce pijemy ten toast” –powiedziała pani Natalia. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, aż tu suną do mnie premier i prezydent z kielichami. Cyrankiewicz mówi: „Za pomyślność pani przyszłych dzieł”. Ja jak niemądra: „We mnie to już takie małe można pokładać nadzieje”. Na co premier: „O nie, przeciwnie”. Zdjęła mnie złość, że tak osłabła moja twórczość i że tak mało mogę dać tej nowej Polsce, która mimo wszystkie błędy, zbrodnie i grzechy – z pierworodnym: zależności od Moskwy – wydaje mi się jakaś bardzo interesująca i ważna. Jak łatwo jednak ująć mnie, rozbroić i wziąć na lep uprzejmości! Próżność?!
Warszawa, 22 lipca
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 2, 1950–1954; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Rano o godzinie dziewiątej wyjechaliśmy razem z Elżunią i Juleczkiem na defiladę. Święto. Samochód postawiłem na Foksal. Przyszli Maćkowie i postanowiliśmy obserwować defiladę z kawiarni „Baj” na Nowym Świecie 44. […] Nudna ta defilada. Nie doczekaliśmy końca. […]
Na godzinę dwudziestą idziemy na przyjęcie do Prezydium Rady Ministrów. Po drodze zajechaliśmy do Kruczkowskich. Masę aut zdąża w tym samym kierunku na Krakowskie Przedmieście. Udało mi się dojechać do „Bristolu”. Postawiłem z boku samochód i pieszo poszliśmy na to przyjęcie. Znalazł się i Kreczmar J[erzy?], i Axer Erwin, i Daszewscy – razem zajęliśmy stół. Rozpoczęła się bardzo przyjemna zabawa. Na powietrzu, dobre jedzenie, dobre trunki, fajerwerki, masę ludzi, nastrój przyjemny.
Warszawa, 22 lipca
Marian Wyrzykowski, Dzienniki 1938–1969, Warszawa 1995.
Pochód zaczynają najmłodsze dzieci szkół warszawskich. Maszerują pod hasłem „pragniemy pokoju dla wszystkich dzieci świata”. Mienią się czerwone chusteczki harcerskie, ustępując miejsca barwnym strojom ludowym. […] Dzieci szkolne wypisały na swych transparentach „Dziś uczymy się – jutro będziemy budować socjalizm”. W następnym etapie ceremonii przed trybuną przemaszerowują dorośli: ZMP-owcy – przodownicy pracy. Najmłodszych uczestników manifestacji zamieniają ich starsi koledzy, aktywni uczestnicy budownictwa socjalistycznego.
Warszawa, 22 lipca
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Proszę Cię, byś przyjechała do nas przed 22 lipca. Nie wyobrażasz sobie, jaka tu się szykuje uroczystość [10. rocznica PRL]. Tow. [Bolesław] Bierut ma przyjechać i będzie urzędował przez dwa tygodnie. A miasto jak przebudowane i rozbudowane, że wcale nie poznasz. Teraz to naprawdę podobne na wielkomiejskie. Mają być delegacje ze wszystkich państw. Jaki teraz ruch, to sobie nie wyobrażasz. Przyjedź, a nie pożałujesz. Nadawali przez radio, że będzie dużo rzeczy nowych i zagranicznych po zniżonych cenach.
Lublin, ok. 14 lipca
„Biuletyn Informacyjny”, 14 lipca 1954, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Przed piątą byłem już u Ryśka Dobrowolskiego w alei Róż. Mamy razem jechać do Lublina. […] Jedziemy piękną tatrą Związku Literatów. Dzień piękny. Szosa lubelska wspaniała. […] W Lublinie od razu poszliśmy na trybuny. Stoją naprzeciwko trybuny rządowej. O godzinie dziesiątej zajeżdża rząd i całe Biuro Polityczne. Jest i Bułganin. Na lewo od trybuny rządowej korpus dyplomatyczny. Na dalszych trybunach masę znajomych. Rozpoczyna Bierut krótkim przemówieniem, potem defilada wojskowa, potem sportowcy, a potem szary tłum z transparentami. Orkiestra bez przerwy gra, okrzyki. Po godzinie staje się to nudne. Nogi bolą stać. Pić mi się chce. A tu wyjść nie można. Obstawa. Ledwo dotrwałem do końca.
Lublin, 22 lipca
Marian Wyrzykowski, Dzienniki 1938–1969, Warszawa 1995.
Wczoraj przyznano mi nagrodę państwową I stopnia „za całokształt twórczości”. Mnie! – to megalomania. Przyznano wieleset nagród. Ich lista obejmuje całą kolumnę „Życia Warszawy”, drukowaną petitem. To już na nikim nie robi wrażenia, a i pieniądze się zdewaluowały. Ale w związku z nagrodą dostałam mnóstwo zaproszeń: na otwarcie Pałacu Kultury, na akademię w nim, na defiladę, na przyjęcie w Prezydium Rady Ministrów etc.
Na nic z tych rzeczy nie poszłam, ale coś mnie podkusiło, żeby iść do Prezydium Rady Ministrów. Jako poznanie dzisiejszego „świata” to było warte pójścia, jako przeżycie osobiste to był koszmar.
Byłam już parę razy na takich przyjęciach, ale zabierali mnie wtedy Modzelewscy, a jako znający tam wszystkie chody prowadzili mnie zawsze do głównego ołtarza. Byłam więc w najparadniejszej części takich zebrań, gdzie stoły zapełnione były wyszukanymi smakołykami, panie w wieczorowych toaletach etc. Tym razem pojechałam taksówką, czym, jak się okazało, na oficjalne święta w Polsce Ludowej przybywać się nie godzi. Już przy kościele Wizytek milicja zaczęła nas zatrzymywać, krzycząc brutalnie do kierowcy: „Zawracaj zaraz, pókiś cały” itp. Daremne były próby wyjaśnienia, że jadę na przyjęcie do premiera. Jeszcze chwilę posuwaliśmy się ogromną kolejką wspaniałych limuzyn, wreszcie musiałam wysiąść, bo mój kierowca, coraz ordynarniej traktowany, trząsł się ze strachu, że mu odbiorą prawo jazdy. Doszłam piechotą. Chociaż przyszłam punktualnie o wpół do dziewiątej, jak było w zaproszeniu, apartamenty pałacu były już pełne nieprzebranej ciżby, ludzie utkani jak wojłok. Stałam w tłumie spłoszona, prawie przerażona, nie widząc ani jednej znajomej gęby. Wreszcie pierwsza - wprawdzie trzy razy tylko w życiu widziana, ale zawsze trochę znajoma gęba Ozgi-Michalskiego. Odetchnęłam, bo to straszne być w takim obcym tłumie. Staliśmy jeszcze chwilę - raptem usłyszałam dźwięki hymnu narodowego. Spocony lud rozpękł się na dwie połowy, a wąską ścieżką przedefilowali rząd i partia [...] - sami cywilni [...]. Panujący w takich wypadkach uśmiechają się do poddanych, jakoś w ogóle zaznaczają powitanie gości. Ci szli jak skazańcy z oczyma utkwionymi w ziemię albo martwo przed siebie.
Ozga-Michalski był w towarzystwie owej głównej ubiaczki od kultury, Brystigerowej, którą mi przedstawił, plotąc coś o owej akcji „amnestyjnej” w stosunku do emigrantów. Zapamiętałam, że Brystigerowa, kiedy kroczyli przedstawiciele rządu, powiedziała: „Cóż za liturgia”.
Warszawa, 23 lipca
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Wczoraj zadzwonił do mnie jakiś Wójcik z MSZ, że „na osobistą prośbę premiera” mam jechać o trzeciej do Prezydium Rady Ministrów, gdzie odbędzie się mała czarna kawa na przyjęcie delegacji polonii zagranicznej, przybyłej na święto dziesięciolecia z różnych krajów Zachodu. Bardzo prosił, że przyślą po mnie auto i autem odeślą. Długo wzdragałam się, ale wreszcie przystałam. [...]
Bierut wygłosił dłuższe przemówienie z tym programem nowej polityki na emigrację, z którym przychodzili do mnie Wolf, Kruczkowski i Michalski, a telefonował o tym m.in. ów Góralski. Bierut wielokrotnie powtarzał, że ojczyzna ludowa puszcza w niepamięć wszelkie względem niej przewinienia emigrantów, że lud polski nie jest pamiętliwy, a rząd jest ludowy i postępuje tak, jak postąpiłby lud. I żeby ci starzy emigranci stykając się z nowymi, których wojna wyrzuciła z kraju, namawiali ich do powrotu do ukochanej ojczyzny, za którą tak tęsknią.
Z emigrantów pół-prostych ludzi, eks-chłopów, robotników i rzemieślników przemawiały głównie kobiety, bardzo rezolutne i rozentuzjazmowane do „Polski Ludowej, tego naszego bogactwa, naszego skarbu”. Bierut jeszcze parę razy zabierał głos, a po trzech kwadransach takiego odfajkowywania nowego programu „emigracyjnego” jakiś drugi stary zaproponował, że chcą jeszcze zaśpiewać hymn narodowy. Prześpiewali więc pierwszą zwrotkę „Jeszcze Polska nie zginęła”, a Bierut stał i słuchał [...].
Byłam zadowolona, że poszłam. Widziałam w drobnym skrawku, jak odgórnie „robi się historię”. Gdybym miała dość sił, chętnie chodziłabym wszędzie, aby widzieć i wiedzieć.
Warszawa, 24 lipca
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Z powodu święta 22 lipca składanie wieńców przed mauzoleum żołnierzy radzieckich na Pradze i na Okęciu. „A dlaczego nie składa się wieńców na Grobie Nieznanego Żołnierza?” — zapytałem dyrektora Regulskiego z kancelarii Rady Państwa. „Nie ma takiego zwyczaju” — odpowiedział, a ktoś dorzucił: „Jeszcze nie w tym roku”.
Byłem oburzony, ale tak wygląda nasza rzeczywistość.
Warszawa, 21 lipca
Jerzy Zawieyski, Dziennik, Warszawa 2010.
Piętnastolecie Polski Ludowej. Z rana defilada. Trudno mi ją opisać. Oryginalnością i nowością tej defilady było to, że włączono elementy estetyczno-sportowe, więc tańce ludowe, pokazy gimnastyczne, akrobatykę. Z wojskowych rzeczy największe wrażenie wywarły przeloty samolotów, które się układały w formy rombów. Był to bardzo trudny wyczyn sportowo-wojskowy osiągnięty z pełnym sukcesem.
Ale największe wrażenie, wręcz wzruszające i niezapomniane, czyniły przemarsze młodzieży sportowej. Niektóre grupy dawały przed trybuną pokazy swej sprawności, niektóre wyrzucały balony, piłki, kwiaty, różnokolorowe koła. W defiladzie sportowej brało udział 15 tysięcy młodzieży. Wśród licznych grup każda była ubrana inaczej. Wzruszała młodość i uroda sportowej młodzieży, jej radosny nastrój, wdzięk. Nie można się było napatrzeć.
Ta defilada to dla mnie wielkie przeżycie.
Na centralnej trybunie obok Władysława Gomułki stał Chruszczow w otoczeniu członków Biura Politycznego i delegacji radzieckiej. Na jego cześć często wznoszono okrzyki. Widziałem też rozpromieniony uśmiech Gomułki, jego ożywienie i zadowolenie.
Warszawa, 22 lipca
Jerzy Zawieyski, Dziennik, Warszawa 2010.
Wczoraj w Sali Kongresowej odbyła się uroczysta akademia z okazji 15-lecia Polski Ludowej. Gomułka wygłosił wielkie przemówienie, dwie strony druku w „Trybunie Ludu”. Chruszczow zajął tylko jedną stronę. Gomułka połowę swego wystąpienia poświęcił Polsce burżuazyjnej, zgubnej polityce zagranicznej, jaką realizowały jej kolejne rządy. Mówił jak wykładowca w szkole partyjnej, natomiast Nikita – jak zawsze – ożywiał się, wplatając w podniosłe słowa jakąś anegdotę.
Warszawa, 22 lipca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
A więc mamy „święto narodowe”, trzydniowe prawie, wielka feta, defilada, do tego Breżniew w Warszawie. Widziałem go nawet z bliska, w Alejach, w otwartym samochodzie stojącego za Gierkiem. […] Ten ostatni nadał uroczystościom swój styl, to znacz drętwą oficjalność, mówienie o niczym, brak jakichkolwiek akcentów polemicznych. Najlepszy kawał zrobił tym razem „Tygodnik Powszechny”. Oto wydrukowali w całości zakazany gdzie indziej Manifest Lipcowy, a także ekstrakt dziejów polskich komunistów w Rosji podczas wojny — kto umie czytać, dojrzy tam niejedno. Ten numer znakomicie kontrastuje z całą nijaką, pozbawioną życia, galową prasą. Świetny kawał, a cenzura nie mogła przecież Manifestu skonfiskować.
Warszawa, 22 lipca
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Poprawa sytuacji w Lublinie sprzyjała normalnemu przygotowaniu się kraju do 22 lipca. Zalecano organizowanie skromnych obchodów. W przeddzień święta odbyło się w Belwederze tradycyjne spotkanie z ludźmi zasłużonymi dla kraju. Prasa pisała o kolejnych sukcesach produkcyjnych. Popularyzowano w prasie, radiu i telewizji ludzi „dobrej roboty”, przeprowadzano z nimi wywiady. Podkreślano zwłaszcza potrzebę oszczędności, poczucia obowiązku i współodpowiedzialności za wspólny dom — Polskę Ludową. Na powierzchni wszystko znowu zaczęło wyglądać jakby normalnie. Tylko człowiek umiejący czytać między wierszami informacji prasowych, orientujący się w niuansach czy mający dostęp do źródłowych danych wiedział, że nurt niepokoju społecznego nie zmienił biegu, że poszerza się i staje się bardziej wartki.
Lublin, 21 lipca
Józef Pińkowski, 1980 — horyzont przed burzą, Warszawa 1993.
Pierwsze w historii PRL Święto Odrodzenia bez fanfar. Lublin nie jest w ogóle udekorowany. Nieoficjalny zakaz manifestacji ulicznych — stąd nie ma żadnych wieców, mityngów, uroczystych koncertów. Gazety nie podają nawet kalendarzyka imprez kulturalnych z okazji święta. Bogiem a prawdą to ich prawie wcale nie ma.
Lublin, 22 lipca
Marcin Dąbrowski, Lubelski lipiec 1980, Lublin 2006.
22 lipca odwołanie stanu wojennego. Nikogo to już nie cieszy. Ogólna apatia i przygnębienie. Ludzie wiedzą, że nic już nie zmieni naszej sytuacji, że władza zabezpieczyła się wieloma ustawami od wszelkich prób demokracji. Przez krótki czas swobody zaczerpnęliśmy powietrza na jedną chwilę. Gorzej jest niż przedtem, bo kiedyś mawiano: Oj, nie odważą się na takie coś. Przecie tej „Solidarności” całe dziesięć milionów! „Masz pojęcie Gieńka, co to jest — krzyczał Rysiek — całe dziesięć milionów!” No i odważyli się.
Warszawa, 22 lipca
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Czterdziestolecie rządów komunistycznych w Polsce święcone jest przez reżym hucznie jako „historyczne zwycięstwo lewicy”, które „pokonało siły reakcji” (?!), albowiem „PRL jest ukoronowaniem osiągnięć w tysiącletnich dziejach narodu”. [...] Ulice Warszawy puste. Krążą tylko wzmocnione patrole i wozy milicyjne. Czegóż to wciąż obawia się ta silna władza, mieniąca się dobroczyńcą narodu?! Czemuż ów Naród nie wylegnie na ulice, spontanicznie ciesząc się, bawiąc, śpiewając, jak to się widzi nie raz podczas świąt państwowych na Zachodzie?!...
Warszawa, 22 lipca
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
W 45. rocznicę ogłoszenia Manifestu PKWN w całym kraju uroczyście obchodzono Święto Odrodzenia Polski. Główne uroczystości odbyły się w sobotę — 22 lipca — przed Grobem Nieznanego Żołnierza na placu Zwycięstwa w Warszawie. Podczas uroczystej odprawy wart garnizonu m.st. Warszawy, na płycie Grobu Nieznanego Żołnierza prezydent PRL Wojciech Jaruzelski złożył wieniec od narodu.
Warszawa, 22 lipca
„Trybuna Ludu” nr 171, z 24 lipca 1989.
Tak, powstał wtedy problem, kto, gdzie ma składać kwiaty. Senat zgodził się wziąć udział w uroczystościach przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Nie zgodziliśmy się obaj, tak Stelmachowski, jak i ja, na składanie kwiatów pod pomnikiem Poległych w Obronie Władzy Ludowej. Pod ten pomnik udali się tylko posłowie wojskowi. Wraz z wicemarszałkiem Senatu Wielowieyskim, złożyliśmy jeszcze kwiaty pod Pomnikiem Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich.
[...] to było jeszcze oficjalne święto narodowe i nie widziałem żadnej niezręczności w tym, że solidarnościowy marszałek Senatu [Andrzej Stelmachowski] uczestniczył w obchodach. Nie trzeba go było zresztą przekonywać do tego.
Warszawa, 22 lipca
Mikołaj Kozakiewicz, Byłem marszałkiem kontraktowego..., Warszawa 1991.
Uchwałę sejmu przywrócono Święto Narodowe 3 Maja, przekreślając jednocześnie znienawidzony „22 lipca”. W jego obronie śmiał wystąpić w liście do sejmu Jaruzelski, gloryfikując „Manifest Lipcowy” i inne „osiągnięcia” przyniesionego na bagnetach sowieckich rządu! Bezczelność tej nikczemnej marionetki wprost nie ma granic! A może on naprawdę myślał, że jego zdanie ma dziś jakiekolwiek znaczenie?!
Warszawa, 6 kwietnia
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.